Siła jest kobietą

2024-03-09 14:00:00(ost. akt: 2024-03-08 14:21:29)
Iwona Misiopecka

Iwona Misiopecka

Autor zdjęcia: Gosia Grabowska

Kobieta z pasją. Poetka, malarka, bioenergoterapeutka, analityk finansowy. Kobieta wielu talentów. Kochająca przyrodę i ludzi. Zawsze uśmiechnięta i z dobrym słowem dla każdego. Rozmawiamy z Iwoną Misiopecką z Działdowa.
— Czym jest dla Ciebie kobiecość?
— Z pewnością każdy interpretuje ją trochę inaczej. Żeńska energia, niezależnie od zmian, które proponuje świat zawsze będzie inna niż energia męska; jin i jang, które pozornie przeciwstawne, nawzajem się uzupełniają i regulują porządek we wszechświecie. Dla mnie kobiecość to umiejętność łączenia wrażliwości, skromności, delikatności, wdzięku, miłości do ludzi, zwłaszcza dzieci, z siłą, umiejętnością dokonywania właściwych wyborów i odpowiedzialnością. Kobiecość jest w nas, to sposób w jaki patrzymy na bliskich i otaczający świat, sposób poruszania się, gesty. Nieważny jest status społeczny czy wiek i wygląd kobiety, choć, wiadomo, każda z nas stara się zawsze ładnie wyglądać dla lepszego samopoczucia, dla swojego ukochanego, a to, co mamy w środku. Kobiecość to "otulenie sercem" tego co wokół nas. Zwłaszcza rodziny, to ciepło, którym emanujemy, uśmiech, dobre słowo. Kobieta jest z natury opiekuńcza i kochająca, ma otwarte serce i nie potrafi przejść obojętnie wobec krzywdy innych.
— Jak wpływa na nią poezja?
— Kobieta dba o ciepło domowego ogniska, poezja dba o ciepło duszy. Poezję czytają przede wszystkim ludzie wrażliwi, a takie są często kobiety, choć np. nie wyobrażam sobie życia z niewrażliwym facetem (śmiech).  Poezja wielkich mistrzyń – bo skupię się na kobietach, to manifestacja kobiecości. Zarówno Wisława Szymborska, jak i Halina Poświatowska czy Maria Pawlikowska – Jasnorzewska, czy Kora czy Agnieszka Osiecka, pisały z perspektywy nie tylko rozumu, a przede wszystkim serca. „Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”, jak napisał Adam Mickiewicz, a poezja to „czucie”. Dobry wiersz czy tomik poezji powinien wywołać emocje. Może poezja jest kobiet?
— W czym pomaga taka twórczość?
— Każda osoba tworząca ma potrzebę wyrażenia siebie czy podzielenia się swoimi obserwacjami świata. Pisanie wierszy jest dla mnie czymś naturalnym. Często wiersz „przychodzi” gdy o czymś marzę, czy coś przeżywam. Pisanie uwalnia. Pisanie przewiduje i kreuje świat, nie tylko odtwarza. Słowa mają moc. Doświadczyłam tego jak napisane wiersze wpłynęły na moje życie.
— Rozumiem, że na lepsze?
— Tak, na lepsze. Czułam zapowiedzi pozytywnych zmian.
— A malarstwo?
— Dawno nie miałam pędzla w dłoni... aczkolwiek zarówno materiały do tworzenia batiku, jak i oleje i pastele zawsze w domu mam, bo czuję, że niebawem będę chciała wyrazić coś za pomocą obrazu, koloru i kształtu. Zaopatrzyłam się też w materiały do tworzenia mandali. 
— Jak się tworzy mandale?
— Do każdej daty urodzenia przypisana jest liczba i kolor jednego z czterech żywiołów, woda - niebieski, ogień - czerwony, powietrze - żółty, ziemia - zielony. I np. dana osoba ma przypisaną liczbę 5. Wtedy od środka dzieli się okrąg na pięć równych części, czy cyklem, czy odręcznie, jak ktoś potrafi i intuicyjnie maluje pewne kształty. Pięć dalej dzieli już się już na dziesięć itd., wielokrotności. Intuicyjnie dobiera się kolory i kształty. Na podstawie wybranych kolorów i kształtów można w pewnym sensie odczytać czego osobie brakuje, z czego jest zadowolona, co w danej chwili jest dla niej ważne, itp. Jung wiedział co robi. Ja jestem numerologiczną jedynką, a na jeden mandali podzielić się nie da więc dzielę na 11 i potem 22,33. Ta mandala jest moja, stąd od środka 11, jakby płatków kwiatów, potem 22. W środku czerwony, bo podobno moim kolorem przewodnim jest ogień, choć sama identyfikuję się z każdym żywiołem. To takie trochę terapie przez tworzenie. Jung to wykorzystywał. Dla mnie osobiście to przede wszystkim zabawa kolorami. Trudno się te mandale robi, bo pisakami wodnymi z końcówką pędzelkową.
— Pracujesz nad czymś twórczym teraz?
— Niedawno byłam w Warszawie na warsztatach wglądu w siebie, przy pomocy malowania mandali, prowadzonych przez moją koleżankę, architekta, a jednocześnie bioenergoterapeutkę Zdenko Domancica i od tej pory wiem, że będę malowała mandale, dla siebie, dla bliskich, dla wszystkich zainteresowanych. Mandala oznacza  „święty krąg”, „centrum życia”, „cały świat”. Koło to podstawowa struktura wszechświata, jego harmonia. Mandale są w każdej kulturze, choć przyjęło się, że pochodzą z Indii.  Będę też tworzyła biżuterię z kamieni. W planach mam także organizowanie spotkań z kobietami mającymi na celu wzmocnienie ich, wyciszenie, odnalezienie tego, co sprawia im radość, jeśli są nieszczęśliwe. Zakupiłam już kilka instrumentów na te spotkania, np. koshi czy misy tybetańskie. Na razie sama nie jestem gotowa, ale to tylko kwestia czasu. Wiem, że to nastąpi.
W tworzeniu mandali jest coś ”magicznego”, leczniczego. Tworzył je np. znany psycholog Karl Gustaw Jung, wykorzystując np. jako formę terapii przy leczeniu depresji.
Siła jest kobietą, zwłaszcza siła tworzenia.
— Opowiedz o swojej pasji-bioenergoterapii.
— Nasze pole energetyczne, poprzez różne wydarzenia, doświadczenia, a przede wszystkim związane z nimi emocje, ulega czasem chaosowi.
Każde przykre wydarzenie zostawia w nas ślad w postaci dolegliwości, czasowej blokady prawidłowego przepływu energii. Jednak to od nas zależy co z tym zrobimy, czy pomożemy sobie. Bioenergoterapia to uzupełnienie medycyny konwencjonalnej. Nigdy nie sugerujemy przerwania standardowego leczenia, aczkolwiek zdarza się, że osoby, które do mnie trafiły już wcześniej dobrowolnie to zrobiły, długo przed spotkaniem ze mną, szukając alternatywnych metod pomocy, kiedy medycyna akademicka zawiodła. Nie zawsze po jednej czterodniowej sesji bioenergoterapii metodą Zdenko Domancica jest wyraźna poprawa. Zdarza się, że uczestnik terapii nie odczuwa znaczącej różnicy lub odczuwa krótkotrwale. A zdarza się, że uczestnik terapii odczuwa zmniejszenie oznak dolegliwości nawet po pierwszym dniu sesji, zdarza się też, że po dwóch czy trzech czterodniowych sesjach dolegliwości ustępują całkowicie. Bywam i uczestnikiem bioenergoterapii i osobą prowadzącą bioenergoterapię metodą Zdenko Domancica. Wiem, że jako uczestnik będę ją powtarzać. Pomaga.
— Czujesz, że to taka "misja"?
— Pomaganie ludziom przy pomocy bioenergoterapii metodą Zdenko Domancica to powołanie. Zajmuję się tym od ponad roku, a już nie wyobrażam sobie życia bez pracy z energią. Pomagam w samoleczeniu bezpośrednio i na odległość. Jestem członkiem Polskiego Stowarzyszenia Terapeutów metodą Zdenko Domancica i Warmińsko-Mazurskiego Cechu Naturoterapeutów, dokształcam się w tej dziedzinie. W czerwcu czekają mnie kolejne egzaminy. Cieszę się, że mogę godzić te zajęcia z codzienną pracą zawodową pracą w finansach.
— Lubisz w ten sposób pomagać ludziom?
— Nie da się tego nie lubić. Jak ktoś raz spróbuje pracować przy pomocy bioenergoterapii metodą Zdenko Domancica i widzi efekty to już będzie robił to zawsze. Pomoc w wyleczeniu zapalenia oskrzeli, pomoc przy „znikcięciu” guzka na głowie, który był od urodzenia, likwidacja skutków oparzenia – to tylko kilka przykładów.
— Co Cię ładuje?
— Las, przyroda, dobre relacje z najbliższymi. Spacer po lesie, czy nad brzegiem jeziora lub na łąkach to klucz do samouzdrawiania i lepszego samopoczucia. Wcześniej takie spacery odbywałam sama, teraz z narzeczonym, który też kocha naturę i razem czerpiemy z niej to, co najlepsze.
— Co jest dla Ciebie najważniejsze dziś? Uśmiech, życzliwość, miłość a może coś innego?
— Może trochę egoistycznie, ale trzeba kochać bliźniego jak siebie samego, a nie zamiast (śmiech). Moje i najbliższych szczęście, rozumiane jako możliwość wykonywania przez każdego z nas tego, co się kocha, życie w zgodzie ze sobą, w dobrych relacjach z tymi, na których nam zależy.
Gosia Grabowska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5