Ruszył w podróż dookoła świata

2018-04-28 12:00:00(ost. akt: 2018-04-27 22:23:36)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Mateusz Gradowski, rodowity działdowianin porzucił pracę w korporacji i wyruszył w podroż dookoła świata. Jak sam mówi, decyzja była nagła, ale budowanie świadomości i charakteru, aby w końcu zrobić pierwszy krok trwało kilka lat.
— Skąd pomysł na taką wyprawę, co zabrałeś jako swój ekwipunek i jaka była reakcja twoich bliskich?
— Pomysł sam z siebie się nie wziął. Myślę, że każdy chociaż przez moment marzył o czymś takim. Trudno ich winić mając internet w domu i móc oglądać te wszystkie filmy podróżnicze. Sam to robiłem. Będąc uwięzionym w korporacji czytałem blogi podróżnicze i filmy ludzi, którzy już to zrobili, albo byli w trakcie. Gdy każdego dnia oglądasz i czytasz te wszystkie rzeczy i wyobrażasz sobie samego siebie w tej pozycji, to ciężko przestać o tym myśleć. Także balonik w końcu pękł, złożyłem wypowiedzenie, kupiłem bilet do Izraela, po czym wylądowałem w Tel Awiwie i rozpocząłem swoją podróż dookoła świata. Sama decyzja była nagła, ale budowanie świadomości i charakteru, aby móc w końcu zrobić pierwszy krok, trwało, żeby nie skłamać, kilka lat. Moi bliscy, razem ze znajomymi, na początku oczywiście nie wierzyli. Miałem, myślę, dość ułożone życie w Gdańsku, co raczej kolidowało z rzuceniem wszystkiego i wyruszeniem w samotną podróż dookoła świata. Część moich znajomych starała się wmówić mi, że nie dam rady, że za ciężko, że zbyt trudno. To trochę przykre, ale z drugiej strony dzięki nim, chciałem tego jeszcze bardziej, aby udowodnić im, że się da, i że można żyć inaczej. Że schemat typu „praca-dom-praca-dom” nie jest jedynym, a my mamy wolny wybór.
Mój ekwipunek ogranicza się do plecaka głównego, 50l, w którym trzymam ubrania i jakieś drobne przedmioty, które ewentualnie mogą się przydać na trasie, oraz do mniejszego, zwykłego plecaka, w którym trzymam elektronikę, tj. aparat Canon i kamerę GoPro. Prawdę mówić, rzeczy mam coraz mniej. Po prawie 7 miesiącach podróżowania uświadamiam sobie, co tak naprawdę człowiek potrzebuje, aby prowadzić usatysfakcjonowane życie. Tak więc prawie połowę z tego, co miałem, zostawiłem gdzieś po drodze. A jeśli czegoś potrzebuję, to zawsze znajdzie się sposób, aby to zastąpić. Albo po prostu uświadamiam sobie, że wcale tego nie potrzebuję. I to jest piękne.

— Jaki jest cel twojej wyprawy?
— No cóż, prawda jest taka, że na początku była to czysta chęć wyrwania się z korporacji. Chęć pożegnania się z rutyną i sprawienia, aby moje życie nabrało sensu oraz znaczenia. W miarę jednak podróżowania i ścierania się z różnymi kulturami, religiami, wierzeniami i przyzwyczajeniami, dociera do mnie, co tak naprawdę znaczy „żyć” lub w ogóle „istnieć”. Kim jesteśmy, co robimy i dokąd zmierzamy. Celów więc gromadzi się więcej. Bo jeśli docierasz na szczyt najwyższy w Twoim kraju, czujesz powiew adrenaliny i możliwości, to masz ochotę na najwyższy szczyt na kontynencie. Tak więc i ja, będąc świadkiem różnych tradycji i zwyczajów, chcę docierać dalej, aby móc więcej czerpać z tego, co świat ma nam do zaoferowania. Okrążenie Ziemi nie jest już jedynym celem. Jest jednym z wielu. A cel ostateczny staram się dopiero odnaleźć. Dlatego szukam, próbuję nowych rzeczy, poznaję nowych ludzi, odkrywam nowe tereny i sprawdzam, czy to, czego doświadczam jest tym, czego szukam.

— Kiedy wyruszyłeś w podróż, gdzie już byłeś i co zdążyłeś zobaczyć?
— Moja podróż rozpoczęła się dokładnie 13 listopada, 2017 roku. To wtedy miałem lot do Izraela z Gdańska. Mój okres wypowiedzenia w pracy w Gdańsku upłynął 31 lipca, 2017. Po tym czasie wyjechałem do Holandii, aby przygotować się do wyprawy, tj. dorobić trochę do budżetu i przygotować się psychicznie na wyjazd.
Izrael był więc pierwszym krajem. Spędziłem tam miesiąc, z czego połowę przeznaczyłem na wolontariat w pięknym hostelu niemalże na środku pustyni, a drugą połowę na jeżdżenie autostopem z północy na południe. Wspaniałe doświadczenie.
Następny był Egipt, którego granicę przekroczyłem pieszo. Tam nastawiłem się po prostu na zwiedzanie. Spędziłem tam 3 tygodnie śpiąc cały czas u lokalnych ludzi poznanych przypadkowo, lub w internecie.
Stamtąd, zamiast kierować się do Maroka, kupiłem bilet lotniczy do Malezji. Tutaj również zjechałem kraj autostopem, ale i również odbyłem wolontariat, aby posmakować lokalnego życia. Dosłownie, gdyż wolontariat odbyłem w lokalnej restauracji.
Następnie udałem się do Singapuru, który okazał się inny od regularnego wizerunku azjatyckiego kraju. Był piękny i czysty. Tutaj również odbyłem wolontariat. Tym razem u Szkockiej rodziny. Stamtąd ruszyłem autostopem do Tajlandii. Pokonanie 1200 km zajęło mi 2 dni. Na miejscu czekał na mnie kolejny wolontariat. Tym razem miałem okazję uczyć Angielskiego w tajskiej szkole. To było dopiero życiowe doświadczenie. Po Tajlandii wróciłem do Malezji, gdzie zatrzymałem się na chwilę, aby dorobić trochę pieniędzy, żeby móc dalej podróżować.

—Jak przyjmowali cię miejscowi ludzie, jak reagowali?
—Azja jest raczej przyjazna. Może dziwnie to zabrzmi, ale mam wrażenie, że nie borykają się oni z problemami ludzi z Europy, gdzie priorytetem jest pieniądz. Tutaj ludzie pieniędzy nie mają wcale, albo tyle, że starcza im tylko na jedzenie. I z jakiegoś powodu są oni szczęśliwsi, niż ludzie, których spotykałem w tramwaju jadąc do pracy w Polsce. Tutaj ważniejsza jest relacja z człowiekiem i ze światem, stąd też ja, jako podróżnik jeżdżący autostopem po Azji, co mówiłem ludziom na samym początku, byłem przyjmowany niesamowicie ciepło. Po usłyszeniu mojej historii, ludzie często zapraszali mnie na obiad do restauracji, oferowali nocleg u siebie w domu, kupowali mi bilety autobusowe, lub nawet dawali gotówkę do ręki, abym mógł szczęśliwie kontynuować podróż. Niesamowite doświadczenie. Złego doświadczenia w Azji nie miałem i myślę, że jest ogólnie dobrym miejscem do osiedlenia się.

—Czy tęsknisz za rodziną, Działdowem, Polską?
—Od 2013 roku mieszkałem w Gdańsku, więc byłem już przyzwyczajony do myśli, że nie ma mnie w domu, oraz że nie widzę rodziny za często. Jedyna różnica teraz jest taka, że teraz po prostu jestem dalej, ale to bez znaczenia w dobie internetu. Miewam chwile, w których kładę się sam do namiotu gdzieś na plaży i myślę sobie „co ja właściwie tutaj robię?” Ale kolejnego dnia budzę się, patrzę na piękny wschód słońca i wiem, że warto. Także nawiązując do pytania – tak, czasami tęsknie za rodziną i znajomymi, ale wierzę w sukces swojej misji na tyle mocno, że jest to mocniejsze i większe od tego, co znam.
Chciałbym tutaj wykorzystać okazję i pozdrowić mamę oraz siostrę, które choć na początku nie wierzyły, to po czasie postanowiły jednak mnie wspierać, co daje mi ogromną dawkę motywacji i chęci do działania. Dzięki Wam wiem, że gdyby powinęła mi się noga, to mam gdzie wracać, a to wiele znaczy.

— Na pewno spotkały cie podczas wyprawy jakieś ciekawe przygody, opowiedz o nich...
— Przygód jest oczywiście wiele, a każda z nich jest inna, o czym zresztą piszę regularnie na swoim blogu, na którego zapraszam.Nie wiem jaki rodzaj przygód opisać, więc opowiem w skrócie o tej, która pierwsza przyszła mi na myśl. W Jerozolimie, w Izraelu spędziłem dwie noce. Obie z nich spędziłem śpiąc w różnych parkach w namiocie. Podczas drugiej z nich, znalazłem schronienie prawie, że w centrum miasta, obok dużego hotelu. Było późno i ciemno, a okolica była dość ruchliwa, ale stwierdziłem, że to dobre miejsce tak, czy inaczej. Poza tym nie miałem wyjścia, gdzieś spać musiałem. Ok. 1:00 w nocy, kiedy już prawie spałem, usłyszałem szelest liści wokół namiotu. Z początku postanowiłem nie reagować, bo w Izraelu jest mnóstwo bezpańskich kotów. Uznałem więc, że to jeden z nich. Po chwili jednak szelest zbliżył się do frontu namiotu, a ja zobaczyłem cień człowieka, który zaczął nagle odpinać mój namiot. To było mega stresujące, a ja byłem zdezorientowany. „To dopiero pierwszy kraj, początek mojej wyprawy, a ktoś już próbuje mnie okraść” – pomyślałem. Zacząłem wstawać, krzyknąłem coś, a człowiek zaczął uciekać na szczęście. Uciekł więc i do rana się nie pojawił. Myślę teraz, że był tak samo zaskoczony, jak i ja. Nic się jednak nie stało, każdy cały i zdrowy, ale resztę nocy spędziłem z moim nożem kieszonkowym w ręku. Tak na wszelki wypadek...

—Czy nie żałujesz swojej decyzji o porzuceniu wszystkiego z dnia na dzień i wyjeździe?
—Mógłbym rozpisać się wyjaśniając swoją decyzję na różnych płaszczyznach, ale powiem tylko, że jedyne, czego żałuję to to, że nie zacząłem wcześniej.

—Gdzie obecnie przebywasz i co porabiasz?
—Zgodnie z tym, co mówi TripAdvisor, miejsce, w którym aktualnie przebywam, jest najbardziej popularnym celem wakacji wśród ludzi z całego świata. To niesamowite, że rzuciłem pracę, 9 miesięcy temu, nie mam stałego dochodu, a nagle docieram do miejsca, które jest najchętniej odwiedzanym miejscem na całej planecie. Paradoks jest taki, że pracując i mając comiesięczny dochód nie mogłem sobie na to pozwolić. Tak więc gdzie jestem? Jestem na tropikalnej wyspie w Indonezji, która choć nie jest ogromnie wielka, bo jej powierzchnia wynosi 5,6tys km2, to posiada ona ponad 10tys świątyń, w większości hinduistycznych. Posiada również słynne na całym świecie tarasy ryżowe, które przyciągają ludzi z najdalszych zakątków. Posiada również trzy wulkany, z których jeden jest nadal aktywny, którego ostatnia erupcja miała miejsce w lutym br., oraz który pokonałem kilka dni temu, wspinając się na górę kilka godzin, zaczynając o 3:00 nade ranem, aby móc zobaczyć wschód słońca widziany ze szczytu. Co to za wyspa? Oczywiście Bali. Tutaj oddaję się czystej przyjemności bycia i rozkoszowania się wszechobecną egzotyką. Żadnej pracy, żadnego wolontariatu. Czysta przyjemność i wdzięczność, że żyję.

—Jaki będzie następny etap twojej podróży?
—O to nie pytam nawet samego siebie. Jak wspomniałem wyżej, po Egipcie miało być Maroko, a była Malezja, czyli zupełnie odwrotny kierunek. Mój jedyny cel, to 28. Września, Seul, Korea Południowa. Dlaczego? Tego dnia mój serdeczny znajomy z Polski bierze ślub z Koreanką. Nie może mnie to ominąć. Reszta niech się dzieje. Mam czas.

—Czy napotkani ludzie pytają cię o cel twojej wyprawy, zastanawiają się skąd jesteś?
—Jako autostopowicz, mam niecodzienną okazję do nawiązania kontaktu z wieloma lokalnymi ludźmi. Wpuszczają obcego człowieka do swojego samochodu, więc oczywiście rozmawiamy ze sobą, aby załagodzić stres związany z sytuacją. I tak – oczywiście, że pytają mnie dlaczego robię to, co robię. W Azji nie do pomyślenia jest, że dziecko opuszcza dom rodzinny, pakuje się w plecak i rusza w podróż dookoła świata. Tutaj wszystkie pokolenia żyją pod jednym dachem, młodsze pokolenie pracuje dla dobra domu tak samo ciężko, jak starsze. Ich relacja jest bardzo zacieśniana przez taki sposób bycia, więc gdy tylko mówię im, że rzuciłem pracę i dom, są oni bardziej, niż zszokowani. Nie są w stanie wyobrazić sobie obrania takiej drogi. Większość z nich nie ma okazji w ogóle do podróżowania przez wartość ich waluty. Gdy Europejczyk przyjeżdża do Azji, jest w stanie pozwolić sobie na wiele, ale gdy Azjata przyjeżdża do Europy, to raczej jest ona dla niego luksusowym celem podróży. Ale dzięki temu uświadamiam sobie, jak bardzo powinniśmy być wdzięczni za możliwość podróżowania i poznawania. Jak bardzo powinniśmy wdzęczni za to, że dosłownie możemy robić to, co chcemy podczas, kiedy spora część świata chciałaby, a najzwyczajniej w świecie nie może. Przykro byłoby nie wykorzystać tego. Inni chętnie by się zamienili.

Szymon Wyrostek

Wielu ludzi podczas mojej wyprawy pytało mnie, czy prowadzę jakiegoś bloga, w którym opisuję swoje przygody. Odpowiadałem im wtedy, że „tak, ale tylko po Polsku”. Dlatego też zacząłem pisać po Polsku i po Angielsku, dzięki czemu wszyscy, których spotykam po drodze, mogą doświadczać tego samego, czego doświadczam ja. Zapraszam więc i Was do zapoznania się z moją historią i śledzenia jej, gdyż czasami obrót wydarzeń jest naprawdę niesłychany. Adres bloga: www.mgradowskitrip.pl
Gdyby ktoś natomiast był zainteresowany inną formą wsparcia mnie w mojej wyprawie, jest również opcja dowolnej donacji. UWAGA! Każdy, kto wyśle dowolną kwotę poprzez link poniżej, dostaje pocztówkę z kraju, w którym aktualnie będę się znajdował. www.paypal.me/mgradowskitrip. Pozdrawiam, Mateusz







Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. pytanie #2493769 | 83.31.*.* 29 kwi 2018 11:30

    czy wywiad przeprowadzał gimnazjalista?

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5