Czułem, że już zaczęła się zabawa

2018-08-15 13:00:00(ost. akt: 2018-08-14 12:16:53)
Paweł Kubalski i Ryszard Kałaczyński

Paweł Kubalski i Ryszard Kałaczyński

Paweł Kubalski z Działdowa wziął udział jubileuszowym maratonie „Witunia Maraton 369”. To tu Ryszard Kałaczyński ustanowił rekord Guinessa pokonując dystans maratonu po raz 366. Działdowianin opowiada o udziale i wrażeniach z trasy maratonu.
Chciałem napisać krótki post o wczorajszym dniu [sobota 11 sierpnia - przyp. red] kiedy już ochłonę po tym co się stało ale nie potrafię tego zebrać w kilka zdań. Za każdym razem kiedy o tym myślę emocje biorą górę i zaczynam sobie to wszystko przypominać. Sobota 11.08.2018 to najwspanialszy dzień w moim biegowym życiu.

Długo zbierałem się do podjęcia wyzwania i zmierzenia się z królewskim dystansem maratonu. Dzięki uporowi i pozytywnej energii Agnieszka Kow i Pav Pav [nicki na facebooku - przyp. red.] decyzja zapadła a miejsce na start mogło być tylko jedno Witunia!!! Miejsce magiczne na mapie polskich maratonów. To tu Ryszard Kałaczyński dokonał czegoś wydaje się niemożliwego podjął wyzwanie, wyznaczył sobie cel i przebiegł 366 maratonów w 366 dni. Najwspanialsza inspiracja jaką można mieć aby zdecydować się na start. Po dotarciu na miejsce spotkaliśmy się z cudownym, wręcz rodzinnym przyjęciem. Odebranie pakietów, przygotowanie do biegu i spotkanie z legendą i inspiracją - Rysiem. Wspaniały człowiek bardzo otwarty i uśmiechnięty. Próbujący ogarnąć wszystko i wszystkich. Krótkie przywitanie i wspólny marsz na linię startu. Na starcie wielkie osobistości, wszyscy rozmawiają uśmiechają się udzielają rad i poklepują po plecach debiutanta. Pogoda na początku biegu wspaniała. Zaczynam tak jak planowałem około 5:50 samopoczucie świetne pierwsze okrążenie idzie gładko, na drugim dogoniłem Pawła, biegniemy razem, rozmawiamy o trudności trasy, okrążenie ma tylko 7km a jest na niej wszystko, zbieg asfaltem a następnie dość wymagająca górka, kolejny zbieg i ostry zakręt w lewo.

Zaczyna się płaski odcinek niestety wieje dość mocny wiatr w twarz, kolejny zakręt i bardzo strony pod jego po szutrowej drodze do punktu odżywczego. Za punktem droga w dół po piasku i kolejny płaski odcinek. Powoli zaczynam odczuwać zmęczenie, na szczęście z pomocą przychodzą strażacy z kurtyna wodną kolejny delikatny zbieg i niesamowicie strona górka. Pod koniec trzeciego okrążenia (około 21 km) za zaczynam się zastanawiać jak Rysiu mógł pokonywać tą trasę codziennie przez cały rok?? Przecież to niemożliwe żeby człowiek mógł to zrobić. Po pokonaniu 29 km uświadomie sobie że założone tempo było niestety zbyt optymistyczne jak na moje przygotowanie. Paweł biegnie do przodu a zaczynam się zastanawiać kiedy nastąpi zderzenie z maratońską ścianą. I w okolicy 31km bum. Czuję, że zaczęła się zabawa.

Czuję się dobrze ból nóg nie doskwiera a biegnę coraz wolniej. Zaczynam przeplatać bieg z marszem pojawia się problem z kolką i wiem że do mety mogę dobiec już tylko siłą woli. Tempo drastycznie spada, ale głową pracuje przypominam sobie wszystkie te dobre słowa na starcie w moją stronę od pozostałych zawodników i wiem że się nie poddam, nie ma takiej możliwości. I za taką postawę około 39 km zostałem nagrodzony. Oglądam się i widzę nadbiegającego zawodnika w pomarańczowej koszulce z dwoma kolegami. Są coraz bliżej kiedy słyszę ich kroki odwracam się i widzę Rysia który poklepuje mnie po plecach i stwierdza że biegną ze mną do mety. Po takich słowach organizm od razu reaguje przypływem energii i endorfiny. Biegniemy już do końca nie zatrzymując się ani nie maszerując. Wystarczyło nawet sił na drobny finisz jak to mam w zwyczaju.

Oklaski wszystkich którzy są już na mecie, słowa pochwały i uściski. A na koniec ten wspaniały „ojcowski” uścisk Rysia przyjmującego mnie do maratońskiej rodziny. Przeżycie warte każdej kropli potu, każdego przebiegniętego kilometra i każdego wyrzeczenia by w tym dniu znaleźć się właśnie tam w Wituni, stolicy polskich maratonów. Nie wyobrażam sobie by nie pojechać tam za rok w kolejną, czwartą rocznicę niesamowitego wyczynu Ryszarda Kałaczyńskiego.

(Paweł Kubalski)


Ryszard Kałaczyński - jest znanym i cenionym w Polsce jak również na świecie maratończykiem oraz ultramaratończykiem. Przygodę ze sportem rozpoczął od dyscypliny podnoszenia ciężarów, jednak po pewnym czasie zakupił buty do biegania i udał się na swój pierwszy trening biegowy. Tak rozpoczęła się kariera biegacza długodystansowego. W swoim dorobku maratońskim ma na koncie ponad 90 przebiegniętych maratonów w tym 17 ultramaratonów oraz 10 krotny udział w najtrudniejszym biegu świata-maratonie greckim Spartathlon. Niewątpliwie największym dotychczas wyczynem biegowym Ryszarda Kałaczyńskiego jest Indywidualny bieg przez Polskę w którym pokonał on trasę z Zakopanego do Sopotu – 800 kilometrów zaledwie w 7 dni. Być może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że na co dzień jest on rolnikiem, hodowcą trzody chlewnej w małej wiosce Wituni położonej niedaleko Więcborka. Po wielu godzinach pracy w gospodarstwie rozpoczyna on trening. Najczęściej trenuje wieczorami a nawet późną nocą. Trening składa się z biegu na odcinkach od 20 do 50 kilometrów. Uzupełnieniem treningu biegowego jest trening siłowy ze sztangą oparty na bojach technicznych stosowanych w podnoszeniu ciężarów. Dzięki temu jak dotychczas został dwukrotnie złotym medalistą Mistrzostw Polski w podnoszeniu ciężarów. W 2008 roku odegrał główną rolę w filmie dokumentalnym ostatnia prostazrealizowanym przez TVP Polonia, którego akcja rozgrywa się w Grecji podczas maratonu – Spartathlon.

(IP)

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5