Nasze dziecko jest cudem...

2019-08-17 17:00:00(ost. akt: 2019-08-19 07:39:58)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Ludzie\\\ Pani Ewelina długo czekała na upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Kiedy lekarz potwierdził, że zostanie matką była ogromnie szczęśliwa. Niestety, podczas jednej z wizyt lekarz powiedział, że dziecko prawdopodobnie urodzi się chore.
Państwo Ewelina i Krzysztof są wspaniałym małżeństwem. Wychowali trójkę dzieci: dwóch synów i córkę. Mają też dwóch wnuków, którzy są ich szczęściem. Lubią spędzać wieczory w ogrodzie, gdzie często wspominają swoje dzieciństwo, młodość, ślub i wspólne życie. Często wracają do tego, co przydarzyło im się ponad 30 lat temu.

— Bardzo chcieliśmy mieć z mężem potomstwo — mówi pani Ewelina. — Przez pierwsze dwa lata nie udało mi się jednak zajść w ciążę. Lekarze mówili, że nic mi nie jest, że może to stres. W końcu jednak się nam udało. Cieszyliśmy się wszyscy, a mąż już od pierwszych dni zaczął się zastanawiać czy to będzie chłopiec czy dziewczynka i wymyślać imiona dla dziecka. Ja modliłam się, żeby było zdrowe. Bo co może być dla matki najważniejsze. Dbałam o siebie, uważałam. Mąż nie pozwalał mi prawie nic robić. Oszalał ze szczęścia!
Niestety, jak to bywa w życiu nie wszystko dzieje się tak jak byśmy tego chcieli. Pani Ewelina nie czuła się w ciąży zbyt dobrze. Po kolejnych badaniach jeden z lekarzy zaprosił ją do gabinetu na rozmowę. Kobieta do dziś wspomina ją ze łzami w oczach.

— Lekarz powiedział mi, że mam dużą torbiel, która jest umiejscowiona tak, że może powodować ucisk na dziecko — opowiada. — Byłam przerażona, a on kontynuował, że najprawdopodobniej dziecko urodzi się chore. Zasugerował, że może warto coś z "tym" zrobić. Łzy leciały mi ciurkiem po twarzy, szczypałam się, chcąc obudzić się z tego koszmaru. Wyszłam z gabinetu i nie wiem jak dotarłam do autobusu a potem do domu. Wiedziałam, że lekarzowi chodziło o aborcję.
W objęciach męża pani Ewelina poczuła się bezpieczna, opowiedziała mężowi co powiedział lekarz i co zasugerował. Przez całą noc nie spali. Rozmawiali o swoich obawach i o tym, co powinni zrobić.

— Wiedziałam, że nie będę w stanie poddać się aborcji — kontynuuje swoją opowieść. — Zabić dziecko? Dziecko, którego tak pragnęliśmy i pokochaliśmy od pierwszego bicia jego serduszka... Nie mogłam tego zrobić. Wiedziałam, że urodzę. Powiedziałam o tym mężowi, który przytulił mnie i ze łzami w oczach powiedział, że cokolwiek się stanie zawsze będzie przy mnie i przy naszym dziecku. Że jest dumny z tej decyzji.
Każdy dzień małżonkowie spędzali na żarliwej modlitwie i wspieraniu się. Pani Ewelina postanowiła, że dziecko, które się narodzi zawierzą Bogu i Matce Boskiej. W modlitwie znajdowali ukojenie i siłę. Wierzyli, że cokolwiek się stanie, oni powitają dziecko i wychowają w miłości. I tak trwali do dnia porodu.

— Termin porodu miałam na 18 sierpnia, ale bóle porodowe złapały mnie trzy dni wcześniej. W święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny na świecie pojawiła się Maria — wspomina pani Ewelina. — Jadąc ze szpitala zabrałam przygotowaną torbę z ubraniami i różaniec. Modliłam się cały czas. Niewiele z porodu pamiętam. Nie miałam siły, ale gdy usłyszałam płacz dziecka byłam najszczęśliwszą matką na świecie. Lekarz pokazał mi córkę. Zauważyłam, że jest bardzo opuchnięta ale najważniejsze, że żyła. Pamiętam, że lekarz uśmiechnął się do mnie i powiedział, że wszystko jest w porządku. Byłam taka szczęśliwa. Łzy płynęły mi po twarzy ale nie wstydziłam się ich. Tłumiony przez te kilka miesięcy strach i obawa o życie dziecka odeszły wraz z pierwszym krzykiem naszej córeczki.
Maria była bardzo słaba, ale walczyła o życie. Kiedy rodzice trzymali ją na rękach byli przeszczęśliwi. Lekarz prowadzący oznajmił im, że dziecko jest zdrowe, a opuchlizna była spowodowana jedynie zatruciem ciążowym. Szczęśliwi wrócili do domu w trójkę.

— Byliśmy najszczęśliwszą rodziną na świecie. Patrzyliśmy na naszą córkę i radość wypełniała nasze serca — przyznaje pani Ewelina. — Dziękowałam Bogu, że dał mi dziecko, i to zdrowe dziecko. Co by było, gdybym się wtedy zdecydowała na aborcję? Zaufałam Bogu nie lekarzowi i co dzień patrzę z dumą na swoją córkę. Ona ma takie dobre serce. Ma w sobie tyle empatii, że czasem myślę, że mogłaby obdarować nią cały świat. To kochane dziecko i nasza podpora na starość. Kiedyś podjęliśmy z mężem dobrą decyzję, Bóg nam pobłogosławił, a córka odwdzięcza nam się każdym gestem, uśmiechem i dobrym słowem... Nasi synowie zawsze się śmieją, że Marysia to nasze oczko w głowie, jednak wiedzą, że wszystkich kochamy tak samo. Nauczyliśmy też nasze dzieci szacunku do ludzi i życia. I tego, że czasem trzeba podjąć najważniejszą decyzję, kierując się sercem.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5