Bawię się bieganiem, po prostu!

2020-02-28 19:33:00(ost. akt: 2020-02-28 19:37:17)

Autor zdjęcia: UM Działdowo

Martyna Konarzewska nie wyobraża sobie życia bez porządnej dawki sportu. Robi to, co kocha – pracuje w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji, a po pracy wchodzi na bieżnię. W tym roku, na Balu Sportowca, otrzymała nagrodę Sportowca Roku.
Jak zaczęła się Pani „zajawka” na bieganie?
— Zawsze interesowałam się sportem. W dzieciństwie oglądałam w telewizji zawody lekkoatletyczne, różne zawody sportowe, naprawdę bardzo mnie to interesowało. W szkole podstawowej był nabór do klasy sportowej. Bardzo chciałam się do niej dostać i udało mi się. Pomyślałam, że jakieś predyspozycje muszę mieć, skoro dostałam się bez problemu. Potem uczestniczyłam w szkolnych zajęciach SKS. Wtedy też brałam udział w pierwszych zawodach na krótszych dystansach – sprawdzałam się we wszystkich. Podpatrywałam już wtedy zawodników UKSu. Pomyślałam sobie, że fajnie by było z nimi trenować. Wtedy się bałam zapisać. Zawodnicy z UKS byli lepsi, mieli lepsze wyniki, pomyślałam sobie, że się nie nadaje. Jeździłam dalej na szkolne zawody. Moja nauczycielka wychowania fizycznego - Teresa Chojnowska zaszczepiła we mnie jeszcze większą pasję do sportu. Kiedyś w szkole „jedynce”- być w szkolnej sztafecie na zawodach wojewódzkich to był już sukces. To była najlepsza grupa, a ja w byłam jej częścią. Poczułam się doceniona. Po ukończeniu szkoły miałam przerwę od sportu na rok. Czułam, że czegoś bardzo mi brakuje. Brakowało mi ruchu. I tak właśnie przyszłam do klubu, do trenera Jacka Cytlała, żeby zapisać się na treningi. Trener oczywiście się zgodził, przyjął mnie. Powiedział „Oczywiście, jak chcesz to przebieraj się i trenuj”. Byłam trochę przerażona i nieprzygotowana, przebrałam się i jakoś poszło (śmiech). Teraz jestem mu wdzięczna za to, że mi zaufał. Do wszystkich sukcesów doszliśmy razem, bez niego nie byłoby tego wszystkiego. Za wszelką cenę starałam się udowodnić, że się nie pomylił, lubiłam go zaskakiwać dobrymi wynikami. Jest dla mnie ogromnym wsparciem. Razem cieszymy się z sukcesów i przeżywamy porażki. Mogę śmiało powiedzieć że trafiłam w ręce najlepszego trenera. Mogę powiedzieć, że jest też moim przyjacielem.

Jak potoczyła się dalej ta przygoda? Pamięta Pani swój pierwszy sukces w klubie?
— Początki były bardzo trudne, byłam tą najsłabszą. Patrzyłam na zawodników, którzy byli bardzo dobrzy, odnosili sukcesy. Ja też tak chciałam. Ciągle ciężko trenowałam, aż w końcu mój czas też przyszedł. Wszystko przychodziło powoli. Moje pierwsze mistrzostwa Polski były w 2010 roku. Uczestniczenie w nich było dla mnie nagrodą. Startowałam wtedy jako junior. Nie byłam jeszcze dobrą zawodniczką, ale trener widział, że się bardzo staram. Dla mnie było to coś wielkiego. Jak pojechałam, to nie wiedziałam, jak się mam zachować, byłam w szoku (śmiech). To nie były takie zawody, że rozgrzewamy się i biegniemy. Było uroczyste otwarcie, wyprowadzenie. Wtedy nie popisałam się, ale było to dla mnie cenne doświadczenie. Postanowiłam, że za rok będę lepsza. Ciągle trenowałam, byłam uparta. W 2011 roku brałam udział w tych mistrzostwach w kategorii młodzieżowców. To były moje przełomowe zawody – bieg na 3000m z przeszkodami. Dokładnego czasu nie pamiętam, ale to była pierwsza klasa sportowa. Ja byłam w szoku, trener był w szoku. To był ten przełom. Pomyślałam, że jest dobrze i będzie coraz lepiej. To były zawody, które dały mi kopa motywacyjnego. Ja nawet wtedy nie wygrałam, byłam na ósmym miejscu. Pierwsza ósemka zawsze punktuje na mistrzostwach Polski. To były moje pierwsze zdobyte punkty dla klubu. Takiego wyniku się nie spodziewałam, tym bardziej w biegu z przeszkodami. Zawsze się bałam rowu z wodą, ale dałam radę. Byłam z siebie bardzo dumna.

Odnoszę wrażenie, że nie potrzebuje Pani motywacji z zewnątrz. Co z chwilami zwątpienia, występowały takie?
— Taka jestem już. Jak coś zaczynam, to robię to do końca. Pamiętam jak przyszłam na pierwszy trening i pamiętam jak po nim zwątpiłam w siebie, bo byłam najsłabsza. Było mi głupio nie przychodzić na treningi. Chciałam się doskonalić. Fajnie jest, jak są sukcesy. Gorzej, jak pojawiają się kontuzje, choroby i nie wychodzi nic tak, jak powinno. Sukcesy zaczęłam odnosić jakoś od 2012 roku. „Życiówka za życiówką”, wysokie wyniki na zawodach. Potem nagle wszystko się zatrzymało, wyniki w miejscu, żadnych progresów. Jakoś mocno się nie załamałam, trochę może wątpiłam w to, co robię. Pomyślałam, że mój czas jeszcze nadejdzie, że jakoś dam radę. Robiłam to, co kocham, po co miałam przestawać? Bo coś nie wychodzi? Trenowałam dalej, z myślą „Nic nie muszę, ewentualnie mogę”, bawię się bieganiem, po prostu. Nie można rezygnować z czegoś, co się kocha.

Podczas ostatniego Balu Sportowca otrzymała Pani tytuł Sportowca Roku. To chyba nie było Pani pierwsze wyróżnienie na tej imprezie? Jakie towarzyszyły Pani emocje?
— To było moje ósme wyróżnienie na Balu Sportowca, ale nigdy nie zajęłam pierwszego miejsca. Teraz, gdy byłam pierwsza, nie docierało to do mnie. Wiedziałam, że jestem w piątce wyróżnionych, co już było dla mnie czymś. Gdy zaczęto wyczytywać nazwiska od ostatniego miejsca myślałam, że mnie pominęli, przecież nie mogę być pierwsza (śmiech). W końcu wyczytali mnie… na pierwszym miejscu. Totalny szok. Samo bycie w piątce jest wyróżnieniem, a pierwsze miejsce – coś wspaniałego. Wszyscy mi gratulowali, nawet na ulicy (śmiech). Nie mogłam spać w nocy, bo byłam pod ogromnym wrażeniem. To naprawdę bardzo miłe uczucie.

Jak zmobilizować się do biegania?
— Bieganie samo w sobie jest fajne, masa korzyści z niego płynie. Pomaga się odstresować. Nie ma lepszej metody, niż wybieganie złych emocji. Można poznać ciekawych ludzi. Gdy uczestniczymy w zawodach, maratonach, to nie jest tak, że tylko biegamy. Poznajemy się, odwiedzamy ciekawe miejsca. Kolejną korzyścią są czynniki zdrowotne, chyba wszystkim znane. Modelowanie sylwetki. Można wymieniać i wymieniać. Jak już zacznie się regularnie uprawiać sport, to można się uzależnić. Trzeba pamiętać – sport uzależnia.

Katarzyna Wiśniewska

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Do martyny #2877806 | 94.254.*.* 29 lut 2020 10:38

    Ma silną wolę i jest uparta temu ma wyniki . Pamietam Martynę z rehabilitacji z przed dwóch lat i już było widac że to wojowniczka.

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

  2. Za martyną #2878709 | 31.0.*.* 2 mar 2020 15:42

    Na fotce siedzą przy suto zastawionych stolcach bohaterowie drugiego planu

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5